Fundraising

W trakcie mojego badania okresowego, lekarz zapytał :
- Zawód ?
Odpowiedziałem
- Fandrajzer
Doktor jęknął cichutko i z wyrzutem powiedział:
- Panie Pogon, mamy w tym kraju Ustwę o Ochronie Języka Polskiego. Czy Pan nie może mówić do
mnie w języku ojczystym ?!?
Uśmiechnąłem się...
- Panie doktorze, proszę zatem wpisać: Skutecznie i profesjonalnie "żebrzący" na rzecz organizacji pozarządowych, ludzi chorych i potrzebujących w obszarze działań prospołecznych i charytatywnych, uff!
Lekarz cichym głosem odparł:
- To jak się pisze ten: f a n d r a j z e r ?

Mam najwspanialszy zawód (?) Świata. Dzięki niemu mogę czuć się przez 364 dni roku jak Św. Mikołaj...Kiedy byłem biznesmenem, rachunek po stronie„winien” i „ma” był prosty i przewidywalny. W fundraisingu dotykam czegoś zupełnie niemierzalnego. Nigdy nie poznam bowiem ostatecznej wyceny: ludzkiego zdrowia i życia, zabiegów rehabilitacyjnych, edukacji niepełnosprawnych, uśmiechu sierot, zapału wolontariuszy, anonimowości darczyńców, skutków działań pro-publico bono, etc. Mógłbym wymieniać bez końca przykłady obrazujące fundraisingową wyjątkowość. Pracuję „dla” i „z” ludźmi. W delikatnej materii, gdzie zaufanie, szacunek, wdzięczność- są nieodłącznymi składnikami moich relacji. Mam solidny fundament do skutecznych działań. Dane mi było stanąć po „Drugiej Stronie „. Bogactwa i bezdomności, walki o życie, samotności, poczucia beznadziejności własnego losu. Dzisiaj największą radość stanowi dla mnie kontakt z młodymi ludźmi, którzy swoją energię, czas i umiejętności chcą poświęcać innym. A kiedy brakuje mi sił...oglądam zdjęcia, czytam korespondencję od rodzin „moich” dzieciaków, telefonuję do dawnych darczyńców i firm. Mam dla nich zawsze dwa magiczne słowa: DZIĘKUJĘ i PAMIĘTAM.

CZYTAJ
więcej